Dokładnie o takie aktywa (infrastrukturę) mi chodzi przy czym nie ma większego znaczenia czy zapędy ma inwestor z Izraela, Niemiec czy Polski.
Mimo wszystko inwestor państwowy, samorządowy będzie wypełniał pewne aspekty społeczne i będzie uwzględniał synergie o których wspominam wyżej co pewnie przekłada się też na efekt ekonomiczne całego społeczeństwa
(synergie, większa dostępność)
Gdy dochodzi do jakiś patologii oznacza to wady systemowe w nadzorze a nie w formie właścicielskiej.
Ważne w takiej sytuacji jest by oddzielić aktywa które spokojnie mogą być wpuszczone na wolny rynek - bo prywatyzacja otworzy okno dla konkurencji (przykład rynku telekomunikacyjnego choć tutaj pewne ograniczenia próbuje się wprowadzać poprzez częstotliwości o czym często mówiła 'zwolniona' była prezes UOKIK) -
od tych których sprywatyzowanie i tak nie pozwoli na wprowadzenie konkurencji w krótkim czasie przez co monopol państwowy z aspektami społecznymi i synergiami zostanie zamieniony na monopol prywatny bez czynnika społecznego .
Pewnym optymistycznym sygnałem jest to, że coraz większa grupa społeczeństwa jest tego świadoma i zaczyna rozumieć, ze jest to pośrednio bardzo dotykalne też dla nich.
Na razie jest to ok. 15-20% ludzi organizujących się wokół Kukiza choć często w wielu sprawach nie zgadzających się ze sobą przy czym są to ludzie którzy są w stanie dla tych celów odsunąć na bok inne różnice w tym poglądowe.
Na inne sprawy i podziały przyjdzie czas teraz są ważniejsze cele!
Jeżeli społeczeństwo nie dorośnie mentalnie to pozostanie poszukać sobie kraju w którym mieszkańcy takie kwestie rozumieją.
http://www.kampania-palestyna.pl/index. ... awca-wody/
Greg masz ciągotki a akurat ten przykład jest nietrafiony bo w tym przypadku mowa jest o 'fizycznej kontroli przez wojsko' czyli dochodzą kwestie polityczne i militarne i nie mi rozprawiać po której stronie leży racja (wiem natomiast, że Arabowie.islamiści do perfekcji opanowali styl prowokowania aby w następnym kroku udawać pokrzywdzonego względnie technika 'małych kroków')
Nie ten problem i nie te zagrożenia w przypadku sprzedaży infrastruktury w RP. Osobiście zagrożenia które widzę nie mają nic wspólnego z pochodzeniem inwestora a z formą prawną przy czym patrząc w szerszym spojrzeniu i zauważając synergie takie jak mobilność społeczeństwa, większa dostępność forma samorządowa czy państwowa jest dziś optymalna (moim skromnym zdaniem)[/quote
ten przykład powyżej nie był do końca trafny
zmuszasz mnie do pracy umysłowej i to w sobotę zabrało mi to trochę czasu więc będę oszczędny w słowach no i niestety zostaną niedomówienia nikt nie powinien mieć wątpliwości jeśli przeczyta tekst ale każdy może miec swoje zdanie ja utożsamiam się z tym co poniżej
pozdrawiam
W krajach rozwiniętych, gdzie infrastruktura wodociągowa już istnieje, firmy te proponują „partnerstwo publiczno-prywatne” (jak w Atlancie), co oznacza, że -----------samorząd lokalny nadal posiada system rur, pomp i filtrów i innych urządzeń,---------- zaś prywatna firma przejmuje zarządzanie tym wszystkim.
Zwolennicy prywatyzacji argumentują, że prywatne firmy są zawsze bardziej efektywne, że łatwiej uzyskują fundusze, i wreszcie, że woda jest tylko jednym z wielu towarów na sprzedaż. Dla Gerarda Payena, który opracował dla Suez program ekspansji na globalny rynek wody, to prosta wolnorynkowa propozycja: „My oczyszczamy wodę i dostarczamy ją do twojego domu. My dostarczamy usługę. To tworzy koszty, za które ktoś musi zapłacić”.
To jednak jest tylko zaciemnianie obrazu.--- Pod kontrolą korporacji opłaty za wodę gwałtownie rosną, -----zmuszając mniej zamożnych do dokonywania wyboru pomiędzy kupnem wody, a zakupem jedzenia, ubrań, lekarstw czy opłaceniem takich „zbytków”, jak edukacja.-----Jakiekolwiek by nie były zalety i wady prywatyzacji, to główny trend jest jasny: w 1990 r. prywatne firmy wodociągowe działały tylko w 12 krajach; do przełomu wieków liczba ta wzrosła do 100.------
A zatem, czy woda, ten podstawowy surowiec konieczny do życia, ma być kontrolowany przez firmy poszukujące zysku? A nawet jeśli tak miałoby być, to czy międzynarodowe korporacje są w stanie dostarczyć to, co obiecują, czyli lepszą jakość usług i bezpieczną wodę za dobrą cenę?
Obecnie dwaj najwięksi gracze w tym przemyśle – Suez i Vivendi – zarządzają wodą dla 230 milionów ludzi, przeważnie w Europie i w mniejszym stopniu w krajach rozwijających się. Obecnie wodne korporacje szukają dalszego dostępu do tego dużego i ciągle nieskolonizowanego rynku.
W USA 85% gospodarstw domowych otrzymuje wodę z publicznej infrastruktury. Ogólnie jakość wody jest tam świetna, a koszty utrzymania miejskich wodociągów pozostają na przyzwoitym poziomie. Ale Atlanta nie jest jedynym amerykańskim miastem, gdzie korporacje i ich polityczni stronnicy naciskają na prywatyzację. Nowe i często kontrowersyjne wysiłki prywatyzacyjne zostały ostatnio poczynione w miastach Teksasu, Kalifornii i w Nowym Orleanie. Wodne korporacje regularnie naciskają na Waszyngton, próbują przepchnąć korzystne legislacje w Kongresie, lobbują za wprowadzeniem prawa chroniącego je przed pozwami z powodu zanieczyszczeń wody i dążą do blokowania samorządów odrzucających prywatyzację. Amerykańskie National Association of Water Companies już przepchnęło ustawę, która wymaga od miast, aby „rozważyły” prywatyzację zanim sięgnął po federalne fundusze na modernizację i rozbudowę istniejącej infrastruktury.------ Ustawa zakłada także dotowanie każdej sprywatyzowanej firmy.-------
Na poziomie samorządowym nacisk lobbystów jest równie duży. Firmy nieustannie wywierają presję na lokalnych polityków i wydają tysiące dolarów na wspieranie postawy pro-prywatyzacyjnej w referendach. „Trudno jest lokalnym politykom i działaczom odprawić te firmy z kwitkiem – twierdzi były komisarz do spraw wody z Massachusetts, Douglas MacDonald. – Oni są wszędzie i mają macki jak ośmiornica”.
W Wielkiej Brytanii ogromny program prywatyzacji systemu dystrybucji wody został wprowadzony przez Partię Konserwatywną w końcu lat 80-tych. W 1989 r. 10 regionalnych zarządców wodą w Anglii i Walii zostało zamienionych w prywatne przedsiębiorstwa. Uważano, że wydajność prywatnego rynku sama doprowadzi do korzystnych zmian w starzejącym się systemie wodociągów. Surowe realia sił rynkowych jednak nie zadziałały, a rząd „osłodził” interes wchłaniając i biorąc na siebie kilkumiliardowy dług dawnych zarządców, oferując ulgi podatkowe dla przyszłych zysków i sprzedając całość po cenach godnych wyprzedaży.
Już w 1994 r. „Daily Mail” opisał, że firmy wodociągowe stały się „największym zdziercą w Wielkiej Brytanii”. „Rachunki za wodę – pisała gazeta – zwiększyły się, a kierownictwo i udziałowcy 10 największych firm wodociągowych w Brytanii wykorzystują swoją monopolistyczną pozycję do przeprowadzenia największej kradzieży w naszej historii”.
Większość obserwatorów zgadza się, że sytuacja poprawiła się, odkąd rząd laburzystowski przeforsował w 1999 r. zmiany w przepisach dotyczących wody. Liczniki przedpłatowe zostały zlikwidowane, a za odłączenie od wody wprowadzono ostre restrykcje wobec firm. Sektor wodny jest obecnie regulowany przez nowy urząd ds. usług wodnych, który wymógł nowe inwestycje w infrastrukturę i obniżkę cen wody o 12%. Pozostaje jednak pytanie, w jakiż to sposób sterowane odgórnie monopole mają być ekonomicznie bardziej „wydajne” i tak publicznie użyteczne, jak właściwie prowadzone i zarządzane publiczne agendy, które są odpowiedzialne przed politykami pochodzącymi z demokratycznych wyborów?
Wskaźniki obrazujące stan tego sektora w innych częściach globu wcale nie wyglądają bardziej zachęcająco. Miasta krajów rozwijających się, gdzie funkcjonują wodne korporacje, zostały dotknięte przez plagę przerw w dostawach wody, rosnące koszty, korupcję i inne negatywne zjawiska. W Manili, gdzie system wodociągowy jest kontrolowany przez Suez, Bechtel z San Francisco i prominentną rodzinę Ayala, woda jest dostępna tylko kilka godzin w ciągu dnia, a ceny wzrosły tak bardzo, że najbiedniejsze rodziny muszą każdego dnia wybierać – zapłacić za wodę albo jeść przez dwa kolejne dni. W 2001 r. rząd Ghany zgodził się na prywatyzację sieci wodociągowej, co było warunkiem pożyczki z MFW. Aby przyciągnąć inwestorów, rząd podwoił ceny wody, co wywołało protesty w tym kraju, gdzie przeciętny roczny dochód jest przecież mniejszy niż 400 dolarów, a rachunek za wodę (otrzymują go „szczęściarze”, którzy w ogóle mają bieżącą wodę!) wynosi czasem ponad 110 dolarów. W Cochabamba, trzecim pod względem wielkości mieście Boliwii, ceny wody podskoczyły o 35% po tym, jak konsorcjum Bechtel przejęło w 1999 r. miejskie wodociągi; niektórzy z mieszkańców musieli za wodę płacić 20% swoich rocznych dochodów. Początkowo pokojowe uliczne protesty przerodziły się tam w zamieszki, w których zginęło 6 osób. W końcu rząd boliwijski unieważnił kontrakt Bechtela i oznajmił oficjelom firmy, że nie może im już zapewnić bezpieczeństwa w obrębie miasta. Prywatyzacja była również impulsem dla protestów w Paragwaju, gdzie policja użyła armatek wodnych wobec demonstrantów, podobne zdarzenia miały miejsce w Panamie, Brazylii, Peru, Kolumbii, Indiach, Pakistanie, na Węgrzech i w RPA.
całość link
http://wolnemedia.net/gospodarka/zlodzieje-wody/