Apropo ustawek.
Dzisiaj miała miejsce jakby kolejna...Dania-Francja
Obydwu drużynom pasił remis i taki został osiągnięty
Top 5 najohydniej ustawionych wyników w historii ME i MŚ
Czadoblogowy ranking najważniejszych triumfów dzisiejszego rywala biało-czerwonych, a w szczególności zwycięski w nim mecz drużyny Binghama z gospodarzami na hiszpańskim mundialu, dający awans obu rywalom kosztem Jugosławii, zainspirował mnie do stworzenia rankingu najohydniejszych podkładek i ustawionych wyników na wielkich imprezach piłkarskich. Tak długo, jak długo w tych imprezach będą istnieć rozgrywki grupowe, nie uniknie się problemu, że w ostatnim meczu jedna drużyna ma już zapewniony awans do dalszej fazy, a druga jeszcze nie; albo że jedna już odpadła, a druga jeszcze walczy; albo wreszcie że obie drużyny mogą w ostatnim meczu zagrać na korzystny wynik, eliminujący inną drużynę. Regulaminy MŚ i ME powinny dążyć do minimalizowania szans zaistnienia takich sytuacji: niestety, obecne regulaminy - z trzema punktami za zwycięstwo i (na ME) z bilansem bezpośrednich spotkań ważniejszym od różnicy bramek - wręcz je maksymalizują.
Ograniczyłem się do najbardziej spektakularnych przypadków, a więc do Top 5. Rozciąganie do Top 10 byłoby jednak na siłę - na szczęście
. Skanując w pamięci historię ME i MŚ, przypomniałem sobie zresztą też sporo przypadków, gdy drużyny mogły i, na logikę, powinny się podłożyć - a jednak zagraly uczciwie. (Chociaż nigdy nie wiadomo w takich przypadkach, czy uczciwość nie była odpowiednio wynagrodzona przez zainteresowaną drużynę - choćby mecz Polska-Włochy w 1974 roku przychodzi na myśl). Tak czy owak, być może te przypadki zasługują na oddzielny ranking. Na razie jednak zaczynamy listę hańby:
5. Argentyna-Peru 6:0, MŚ 1978. Poszkodowany: Brazylia. Jak sobie myślę o tamtych mistrzostwach, to jednak wydaje mi się, że przez te trzydzieści lat świat mimo wszystko zmienił się na lepsze. Dzisiaj protesty budzi rozgrywanie igrzysk w autorytarnych Chinach, a nie do pomyślenia jest, żeby piłkarskie mistrzostwa świata mogły odbywać się w kraju, w którym od dwóch lat rządzi krwawa junta wojskowa, odpowiedzialna za "zniknięcie" kilkudziesięciu tysięcy ludzi. Wtedy nikomu to specjalnie nie przeszkadzało. Ani FIFA, ani krajom-uczestnikom imprezy. Oczywiście tamte mistrzostwa musiały być przesiąknięte polityką, oczywiście rządowi bardzo zależało na sukcesie gospodarzy, bo to i w świecie zacznie się lepiej mówić o Argentynie, i przede wszystkim w kraju taki sukces zapewniłby rządowi trochę spokoju. Ale do sukcesu - czyli mistrzostwa - droga była daleka. Po bezproblemowym przejściu pierwszej fazy, w drugiej Argentyńczycy trafili do czterodrużynowej grupy z Polską, Brazylią i Peru. Już pierwszy mecz - z Polską - był dziwny. Pojawiały się głosy, że Polacy, zdemoralizowani i ciągle kłócący się o pieniądze, nie przeszkodzili za bardzo Argentyńczykom w zwycięstwie. Mam nadzieję, że kiedyś IPN (jeśli jeszcze będzie istniał) stworzy swoją sekcję piłkarską i wyjawi kulisy co dziwniejszych wyników klubów i reprezentacji. Tak czy owak, po remisie z Brazylią i zwycięstwie canarinhos z drużyną Gmocha, Argentyńczycy musieli w ostatnim meczu pokonać Peru. No i pokonali... Przed meczem szef junty, generał Videla, był podobno z wizytą w peruwiańskiej szatni. Z drugiej strony, nie ma jednoznacznych dowodów przekupstwa czy szantażu, Peruwiańczycy po udanej pierwszej fazie w drugiej przegrali już bez dyskusji dwa mecze, a Argentyńczycy mieli naprawdę świetną drużynę. I chyba byli w stanie pokonać wysoko Cubillasa i spółkę nawet bez Videli.
4. RFN-Austria 1:0, MŚ 1982. Okoliczności tego meczu są doskonale znane - był rozgrywany już po zakończeniu spotkania Algierii z Chile, obie drużyny doskonale wiedziały, że niskie zwycięstwo Niemców daje awans obu rywalom, naprawdę nie ma się więc co dziwić, że po tym, gdy Hrubesch szybko strzelił bramkę, obie drużyny tylko udawały, że grają w piłkę. Jak słusznie pisze Gowarzewski w swojej encyklopedii, tak naprawdę winny był regulamin rozgrywek - chociaż, jak pokazuje nr 2 niniejszego zestawienia, i przepis o rozgrywaniu meczów o tej samej godzinie można obejść.
3. Nigeria-Paragwaj 1:3. MŚ 1998. Poszkodowany: Hiszpania. Chyba wszyscy mają w pamięci płaczących hiszpańskich piłkarzy po zwycięstwie nad Bułgarią 6:1 i komentarz Szpakowskiego "nie zdradzimy wyniku drugiego meczu, nie będziemy państwu psuć przyjemności oglądania". Zaiste, niewielka to była przyjemność. Przypadków, kiedy drużyna po zapewnieniu sobie awansu, nie gra na 100% w ostatnim meczu, można wymienić całkiem sporo (choćby na ostatnich ME, choć tam nie wpłynęło to na szczęście w żadnym przypadku na awans); nawet na francuskich MŚ był analogiczny przypadek, gdy nie grająca o nic Brazylia przegrała z Norwegią. Nigdy jednak nie zdarzyło się, żeby drużyna zagrała tak kompletnie bez ambicji, tak ordynarnie się podłożyła. I to dlatego Nigeryjczycy zapewniają sobie miejsce na podium.
2. Hiszpania-Jugosławia 4:3, ME 2000. Poszkodowany: Norwegia. Po doświadczeniach meczu RFN-Austria władze piłkarskie postanowiły, że - aby zapobiec podobnym przypadkom - ostatnie mecze w grupie będą rozgrywane o tej samej godzinie. O święta naiwności! Jakby w ogóle nie zdawały sobie sprawy, jak inteligentni piłkarze sobie z takimi ograniczeniami radzą. Opóźnia się wyjście z szatni, robi się dużo przerw w grze, i gdy na drugim stadionie walka się już zakończyła, tu zostało jeszcze parę minut - wystarczająco dużo, by ustawić wynik. W polskiej lidze takie gierki stosowano wielokrotnie - jednak pionierami na szczeblu MŚ/ME zostali piłkarze Hiszpanii i Jugosławii. Przed ostatnimi meczami grupy C sytuacja była wielce skomplikowana: prowadziła Jugosławia z czterema punktami przed Norwegią i Hiszpanią z trzema oraz Słowenią z jednym. Nawet Słowenia miała jeszcze szanse na wyjściie z grupy, ale najrealniejsze były dwa scenariusze: w przypadku zwycięstwa Norwegii nad Slowenią Hiszpania walczyłaby z Jugosławią o awans; gdyby zaś Norwegia tylko zremisowała, zwycięstwo Hiszpanii dawałoby awans obu uczestnikom tego meczu. Przez 90 minut spotkania w Brugii trwała więc twarda, bezkompromisowa, wspaniała walka, w której górą byli "plavi", trzykrotnie wychodząc na prowadzenie. Obie drużyny jednak na bieżąco dostawały wieści z Arnhem. Gdy się okazało, że tamten mecz zakończył się wynikiem 0:0, nastąpił "wspaniały powrót" Hiszpanów, którzy w doliczonym czasie strzelili dwie bramki i zapewnili sobie grę w ćwierćfinale.
1. Szwecja-Dania 2:2, ME 2004. Poszkodowany: Włochy. Nie ma co za bardzo wspominać, chyba wszyscy to pamiętają. Bezapelacyjne zwycięstwo w nagrodę za wysoki poziom aktorstwa, dzięki któremu dość długo można było wierzyć, że oni grają "prawdziwy" mecz. Skończyło się tak jak miało się skończyć, wysokim bramkowym remisem, obie drużyny awansowały, Włochy odpadły ze względu na mniejszą liczbę bramek strzelonych w tabelce spotkań bezpośrednich między trójką zainteresowanych drużyn.
Swoją drogą, jest sprawiedliwość w sporcie. Podkładki generalnie nie przynosiły szczęścia ani jednej drużynie, ani drugiej - wszyscy uczestnicy spotkań z Top 3 niniejszego zestawienia odpadli zaraz w następnej rundzie. Jest też sprawiedliwość, bo drużyny, które raz korzystały z podkładek, kiedy indziej z ich powodu odpadały - np. Hiszpania: w 1998 ofiara, w 2000 uczestnik domniemanej zmowy. Hiszpania z Jugosławią wtedy wyeliminowały Norwegię, która dwa lata wcześniej w dziwnych okolicznościach pokonała Brazylię i awansowała wraz z nią kosztem Maroka. I tak dalej.
Gdyby rozszerzyć tę listę o eliminację, przypadków byłoby zapewne o wiele więcej - ale większości z nich po prostu się już nie pamięta. Można tylko wspomnieć o jednej ohydnej podkładce w wykonaniu polskiej drużyny - w 1983 roku, nie mając już szans na awans do ME, przegrała w beznadziejnym stylu mecz z Portugalią, otwierając Chalanie i spółce szansę na wyprzedzenie ZSRR i wyjazd do Francji. Chyba nigdy przedtem i nigdy potem w meczu o punkty piłkarze nie zakpili tak bardzo ze swoich kibiców. I nie rozumiem, jak można tę porażkę usprawiedliwiać (jak robi np. Gowarzewski) tym, że zrobili na złość Sowietom. Portugalczycy zresztą mieli wtedy szczęście do podkładek - dwa lata później awansowali do meksykańskiego MŚ dzięki zwycięstwu w ostatnim meczu nad mającą już pewny awans ekipą RFN na wyjeździe. Od tej pory nie lubię czerwono-zielonych
.
http://airborell.blox.pl/2009/03/Top-5- ... torii.html