Nie lubię Migalskiego ale tu się z nim zgadzam:
"W minioną niedzielę odbyły się wybory prezydenckie w Kazachstanie. Rezultatu nie trudno było się domyśleć. No... może były małe zawahania przy typowaniu dokładnego wyniku dla prezydenta Nazarbajewa, który w 2005 roku uzyskał 90% głosów. Okazało się, że Kazachowie "docenili wysiłki" dwudziestu lat rządów obecnego prezydenta obdarzając go jeszcze większym, bo aż 95%, poparciem! Czołowi opozycjoniści zbojkotowali wybory, a kontrkandydaci nie kryli radości z wyboru Nazarbajewa. Jeden z nich - lider partii Tabigat Mels Jelieusizow, przyznał nawet oficjalnie, że sam głosował na obecnego prezydenta. Dla Nursułtana Nazarbajewa to sytuacja wręcz sielankowa. Opozycja jest słaba, niezależne portale krytykujące prezydenta są skutecznie blokowane, a posiadający spore złoża ropy Kazachstan cieszy się w Unii Europejskiej i USA opinią stabilnego partnera. Na tle kaprysów Aleksandra Łukaszenki lawirującego nieustannie między Rosją a Unią, przewidywalność Kazachstanu jest ceniona w Europie. Problem tylko w tym, że wybory z demokracją nie miały nic wspólnego. Ogłosiła to nawet OBWE, której w minionym roku, jak na ironię, przewodniczył Kazachstan. W kontekście wydarzeń w Afryce Południowej i na Białorusi spodziewać by się można powyborczych protestów, może próby rewolucji, "kazachskiej wiosny", ale nic takiego się nie stało. O powodach będę dyskutować z dziennikarzami i opozycjonistami podczas konferencji, którą organizuję w Parlamencie Europejskim 12 kwietnia. Swoją obecność zapowiedzieli między innymi Bakhytzhan Ketebayev, Vladimir Kozlov, Irina Petrushova i Muratbek Ketebayev. Goście opowiedzą o szansach na wiatr odnowy w ich kraju."
Źrodło:
http://migal.salon24.pl/294255,konferencja-kazachska
Ock.