Większości nie poznałeś ponieważ już nie biegają. Pomykają o kulach na rehabilitację. Oczywiście zdarzają się wśród ludzi fenomeny genetyczne, które są cudownie odporne na wieloletnie maratońskie przeciążenia. Ale po co ryzykować gdy ryzyko jest wysokie a korzyści (względem zdrowego treningu nie ma żadnych)? Dla prestiżu bycia maratończykiem? Przecież wiadomo że da się wytrenować taką wytrzymałość. Po co to nieustająco udowadniać? Ewentualnie śmiało ruszać w kierunku paranoi - maratony na Saharze lub w Dolinie Śmierci, ultramaratony, ironmany a nawet jakiś wariat z Elbląga zrobił rekord świata w potrójnym ironmanie (prawie 10km wpław, 540km rower, 126.5km bieg; całość non stop). Czy nie lepiej skonsultować się z psychiatrą lub psychologiem? Jak bardzo trzeba siebie nienawidzić aby sobie coś takiego robić?Maratony są mniej kontuzyjne niż amatorska piłka halowa.
Poznałem ludzi, którzy biegają po 30-35 lat i wcale nieźle się czują więc można i biegać i cieszyć się zdrowiem.
Jeden na stu uniknie dramatycznych zmian przeciążeniowych w kolanach lub kręgosłupie. Nikt nie uniknie bólu i cierpienia, rujnującego poziomu kortyzolu (hormonu stresu) w organizmie. Do tego żenująca budowa ciała. W necie łatwo pisać o kilogramach mięśni ale po Tomku widzimy ile ich zostaje.
BTW wszyscy znamy czterech polskich propagatorów "biegu po zdrowie". Redaktor Hopfer doprowadził do wycieńczenia organizmu i nie poradził sobie z banalną infekcja, zmarł przed 50-ką. Redaktor Lis dorobił się kamicy nerkowej, parę razy wynosili go z trasy nogami do przodu, po pomocy na OIOMie wyżył, ale lekarze mu zapowiedzieli że "na tych nogach po 60-ce nie da się chodzić" (oczywiście biega dalej bo to jest quasi-alkoholizm). Redaktor Dowbor zdecydowanie najmłodszy więc maratony być może uszłyby na sucho, ale ironmany już nie stąd operacja za operacją. Redaktor Pacewicz animator Polskabiega.pl trochę sobie pobiegał, ale dziś praktycznie inwalida.