ISLANDZKI EKSPERYMENT SIE UDAŁ

zalamanie8
Starszy chorąży
Posty: 1069
Rejestracja: 27 gru 2011 18:14

ISLANDZKI EKSPERYMENT SIE UDAŁ

Postautor: zalamanie8 » 30 sty 2012 14:25

Po kryzysie, w którym Islandia pogrążyła się w 2008 roku, kraj wychodzi na prostą. Jego wybory i doświadczenia mogą być znakomitym materiałem do analizy dla innych gospodarek, które w ostatnich latach przeżywały trudności.
Na zaśnieżonych ulicach Reykjaviku nie widać już śladów gospodarczej paniki z 2008 roku. Modne kawiarnie przy Laugavegur wypełnione są po brzegi. Restauracje oferują grillowane płetwale karłowate za 40 dolarów i żeberka jagnięce za 60, a i tak trudno znaleźć pusty stolik. Podchmielona młodzież ustawia się w kolejkach przed klubami, z których przez całą noc dobywa się jednostajny łomot.
Zanim Stany Zjednoczone i Europa zaczęły zmagać się ze skutkami globalnego załamania w 2008 roku, ten niewielki naród przechodził już głęboką zapaść. Rozdęty system bankowy upadał, waluta błyskawicznie traciła na wartości. Premier przywoływał na pomoc Boga, a na ulice wylegli manifestanci.

Islandia zrobiła to, na co nie zdecydowali się Amerykanie: pozwoliła upaść swoim największym bankom, zostawiając na lodzie zagranicznych wierzycieli. Ponadto poszła drogą, która jest zamknięta dla krajów europejskich, obciążonych ogromnymi długami i uwiązanych przez euro: pozwoliła, żeby jej waluta pozostała słaba, wywołując inflację, ale też podnosząc atrakcyjność swojego eksportu i turystyki.

Trzy lata później wskaźnik bezrobocia spadł, liczba turystów wzrosła, a rządowi znów – po raz pierwszy od czasu kryzysu – udało się pozyskać pieniądze od inwestorów.

Nasuwa się oczywisty wniosek, że ten 318-tysięczny kraj wybrał właściwy sposób wychodzenia z kryzysu. Jest to w dużej mierze prawda, jednak sytuacja jest bardziej złożona. Stosując tak proste wyjaśnienie, zapominamy bowiem o problemach, które czają się tuż pod powierzchnią: o złości, strachu i codziennych zmaganiach obywateli.

Islandia przetrwała najgorszy okres kryzysu finansowego, ale jej społeczeństwo musi jeszcze uporać się z kryzysem tożsamości, będącym następstwem kłopotów gospodarczych.

W ciągu dziesięcioleci, które poprzedziły zapaść, Islandia przeżyła transformację z gospodarki opartej na pracy rybaków do centrum bogatej finansjery. Państwo sprywatyzowało banki, a te zaczęły się rozrastać. Gromadziły aktywa z całego świata, przyciągając tysiące zagranicznych deponentów obietnicami wysokiego oprocentowania.

Biznesmeni przylatywali do Reykjaviku prywatnymi odrzutowcami. Kupowali okazałe jachty i letnie rezydencje za miliony dolarów. Bankierzy cieszyli się w społeczeństwie dużą popularnością i poważaniem – w końcu to oni zapewniali liczne, dobrze płatne posady i dostarczali fortunę do państwowej kasy w postaci podatków.
Inwestycje kwitły, korona szybowała, a islandzcy przedsiębiorcy zaciągali kolejne pożyczki. Przeciętni obywatele jeździli range roverami i stawiali eleganckie domy, na które brali kredyty w innych walutach, żeby zyskać na korzystnym kursie wymiany.

Islandczycy nabrali poczucia, że są niezwyciężeni, że poznali potężną formułę finansowej alchemii. “Odnosimy sukcesy, bo jesteśmy inni” – mówił prezydent w 2005 roku. Przekonywał, że islandzcy przedsiębiorcy nie boją się ryzyka i wygrywają tam, gdzie innym albo się nie udało, albo nie mieli wystarczająco odwagi, by spróbować.

Kiedy w 2008 roku globalne rynki kredytowe zaczęły zamierać, inwestorzy nagle zażądali zwrotu swoich pieniędzy. Trzy największe banki Islandii, które rozrosły się do wielkości niemal dziesięciokrotnie przewyższającej PKB, po prostu upadły.

System bankowy był tak duży, że państwo nie było w stanie mu pomóc. Kraj nie miał wystarczających rezerw – tłumaczy islandzki ekonomista Gylfi Zoega.

Mając świadomość zagrożeń związanych z próbą ratowania banków (a może też bezcelowości takiej decyzji), islandzkie władze ostatecznie pozwoliły im upaść. “Żaden odpowiedzialny rząd nie wystawi na niebezpieczeństwo przyszłości swoich obywateli, nawet jeśli stawką jest system bankowy” – mówił premier w bezprecedensowej odezwie do narodu w październiku 2008 roku.

Upadek nadszedł szybko. Islandzka korona straciła ponad połowę swojej wartości w stosunku do euro i stała się bezwartościowa poza granicami kraju. Osłabienie korony podwoiło obciążenia finansowe tych, którzy brali kredyty w obcej walucie. Inflacja skoczyła do blisko 20 procent. Firmy cięły etaty. Przed parlamentem zaczęli gromadzić się manifestanci – rzadki widok w tym spokojnym kraju. W ciągu kilku miesięcy rząd został zmuszony do dymisji.

W następstwie tej katastrofy depozyty obywateli Islandii zostały objęte gwarancjami, ale zagranicznym inwestorom odmówiono wypłaty pieniędzy. Ten kontrowersyjny krok do dziś stanowi drażliwy temat w Europie. Islandia przyjęła pakiet pomocowy od Międzynarodowego Funduszu Walutowego i pożyczkę od krajów skandynawskich. Aby ustabilizować walutę, podjęto działania mające na celu uniemożliwienie wydostawania się pieniędzy poza Islandię.

Przed kryzysem rząd utrzymywał niskie zadłużenie i nadwyżkę budżetową. Po 2008 roku nie było już po niej śladu. W roku 2011 dług Islandii przekroczył 100 proc. PKB. Jednak mimo cięć budżetowych, mających przywrócić kraj na drogę stabilizacji, rząd nie zrezygnował z osłon socjalnych, dodając i rozszerzając specjalne programy dla najsłabszych grup. Żeby znaleźć środki na ten cel, wprowadzono nowe podatki, którymi obciążono system bankowy i najbogatszych.

Powoli, choć konsekwentnie, Islandia wychodzi na prostą. Jak wynika z danych ekonomicznych, silniki machiny gospodarczej znów ruszyły. – Jak na kraj, którego cały system finansowy runął, Islandia radzi sobie wyjątkowo dobrze
– ocenia Julie Kozack, szefowa misji MFW w Islandii.

Islandzki eksperyment – zrodzony z sytuacji, w jakiej znalazło się to małe państwo – mógłby nie przynieść podobnych rezultatów w innych miejscach. Upadek największych banków spowodował olbrzymie trudności zarówno w kraju, jak też za granicą. Trudno jednak wyobrazić sobie ogrom globalnych szkód, gdyby Stany Zjednoczone pozwoliły na upadek takich firm jak Citigroup. Utrzymanie niskiego kursu korony przyspieszyło stabilizację Islandii. Eksport, który opiera się na rybołówstwie i aluminium, w ubiegłym roku wzrósł o około 11 proc. Podobny wzrost zanotowała branża turystyczna.

Inne zmagające się z recesją gospodarki, które – jak Grecja czy Portugalia – mają ograniczenie w postaci przynależności do strefy euro, nie mogą sobie pozwolić na obniżenie kursu swojej waluty do bardziej korzystnego poziomu. Islandia zrealizowała latem program MFW. Inflacja spadła, konsumenci wydają więcej pieniędzy. Pojawiają się nowe inwestycje w energię geotermalną. W islandzkich wodach jest mnóstwo ryb. W Reykjaviku znów słychać dźwięki urządzeń przemysłowych. Wprawdzie na ulicach stolicy mniej jest range roverów, ale nie brakuje audi, mercedesów czy BMW.

Jednak za tą fasadą wciąż kryją się prawdziwe problemy i głęboka niepewność. Bezrobocie wynosi około 7 proc. Firmy i gospodarstwa domowe wciąż zmagają się z druzgocącym zadłużeniem, wynikającym między innymi z powiązania salda kredytu hipotecznego z rosnącym wskaźnikiem cen konsumpcyjnych. Powszechna złość wobec rządu i banków nie słabnie.

Ludzie opowiadają anegdoty o znajomych szukających środków przeciwdepresyjnych albo o rodzinach, które w ramach oszczędności rezygnują z chodzenia do dentysty. Poziom życia wciąż jest wysoki, ale – jak wynika z ostatnich badań przeprowadzonych na zlecenie rządu – połowa gospodarstw domowych z trudem wiąże koniec z końcem.

Ponadto Islandczycy wciąż uciekają za granicę – głównie do Norwegii, kraju o podobnej kulturze, ale dużo większych możliwościach.

– Przedtem panował u nas swego rodzaju irracjonalny entuzjazm – mówi Gylfi Magnusson, ekonomista, który pełnił funkcję ministra ds. gospodarczych – Tego już nie ma i być może to dobrze – dodaje.

Brady Dennis
http://biznes.onet.pl/islandzki-ekspery ... rasa-detal

REKLAMA


Wróć do „Świat”

REKLAMA

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości